Termin weekend majowy.
Do podjęcia decyzji skłonił nas fakt , że Buller zaczął pracować na niemiecką gospodarkę i miał bliżej do Malmo niż do Częstochowy
Więc załadowaliśmy mu autko, po sam dach (silniki , łodzie i podpórki na wędki * ) i pojechał na roboty.
Stamtąd Grzesiek jedzie do Szwecji , a my jak panicha samolotem do Malmo.

Dalej , dwie osoby autokarem i pociągiem , pozostałych zabiera Grzesiek z lotniska.
Plan był prosty ,autko w gazie ,policzone koszty na mostach , będzie tanio i szybko.
Było jak zwykle , trochę drożej, ale ubaw po pachy.

Ja nie zauważyłem , na mapie promu po drodze .


Suma sumarum , dotarliśmy w pełnym składzie do domku.
Skład : Buller , Mepsik , Chyży , Mentus i ja.
Rozpoczynamy od rozpakowania sprzętu na szybko




i po godzinie jesteśmy już na wodzie.


Mały rekonesans i tylko dwa małe szczupaczki.

Zmęczeni drogą i wędkowaniem przechodzi my do tradycyjnego płoszenia diabła.



Drugi dzień to intensywne rozpoznawanie i szukanie ryb. W połowie dnia stwierdzamy że jest słabo.
Z tego co pamiętam przypadkowe ryby łowi tylko Chyży i ja.
Mając na uwadze że dysponujemy w ramach licencji pięcioma jeziorami postanawiamy je odwiedzić.
Odnajdujemy dwa ,trzeciego nie było nam dane znaleźć.
Zabłądziliśmy.





Do tego miejscowy Szwed dał nam do zrozumienia że jeździmy po jego priavat privat.

Brak efektów przekłada się na efektowne płoszenie diabła 2.


Mamy dość specyficzną aurę. Rano minus 4 w południe czasem plus 20 st C.

Trzeciego dnia Chyży postanowił wstać wcześniej niż zdrowy rozsądek


i po ósmej był już na wodzie.Wynikiem poprawił nam humory i dał nadzieje.



W efekcie , Mentus wybrał smartfona w domku




Natomiast Mepsik i ja , postanawiamy odwiedzić pobliskie rzeki. .
Lecz jak się okazało ,kupno licencji w tym rejonie graniczyło z cudem.
Mimo odwiedzenia fiskekortu , nie dysponowaliśmy opłatami , a napotkani miejscowi twierdzili , że na tym terenie nie trzeba płacić. Jak się przekonaliśmy coś w tym było , bo wróciliśmy bez brania.
Informacja z jeziora od chłopaków Buller bez ryby (od trzech dni)
Tego dnia po południu postanowiłem podjechać do Pana privat ,privat

Wędkarskie nastroje w domku raczej średnie lecz towarzysko kwitnąco.


Czwartego dnia postanawiamy, że nikt ze mną nie chcę płynąć ,wiec pływam na nowym jeziorze na wiosłach .
Mepsik z Bullerem i Mentus z Chyżym postanawiają jeszcze raz spróbować szczęścia . Od rana walczą. Po godzinie pierwszą rybę godną uwagi łowi Mepsik, Mentus i Chyży.



Grzesiek bez ryby zaczyna świrować


Natomiast ja w pierwszym rzucie , zrywam szczupaka i zaczęło wiać . Okazuję się że nie mam na pokładzie kotwicy. Na początku uwiązuje gałąź do linki i dryfuje . Lecz trafiam na szczupaki i umodziłem taki patent ... głaz ala salix


Zaczął padać deszcz i lekko zawiewać ale połowiłem jak dziki ! Nie było okazów (największy szczupak chyba miał 80 cm ) lecz ilość.


Przezbroiłem się na muchę i też poszło.




Cały dzień na wiosłach w deszczu bez picia i jedzenia. Więc jak o zmroku przyjechali mnie zabrać Grzesiek z Adamem , dorwałem się do słoika aż furczało.
Tego dnia na kolację była ...ryba.


Wieczorem , kompani pomogli mi ogarnąć , bałagan po montażu kotwicy

Piątego dnia, postanawiamy już nie wędkować , pakujemy się na samolot. Grzesiek zostaje jeszcze dwa dni . My wracamy do kraju.
Jak można było się spodziewać , Buller ostatnie dwa dni , łowił na "moim" jeziorze. Połowił !
Dostaje mmsy z rybami i jego uśmiechniętą mordę

Połowił.




W dwa dni , odbił sobie niepowodzenia.
Dwa dni odwyku





... no cóż , szkoda że nie mogliśmy zostać z Grześkiem ,do końca tych siedmiu dni. Zapewne odwrócili byśmy los.
Oferta pobliskich domków jak i fiskekortów jest dość ciekawa . Rezerwując domek , mamy do dyspozycji dwie łodzie na wiosłach, a na każdym jeziorze w ramach licencji, jest do wypożyczenia dodatkowa łódka.