Cóż, nikt nie był doskonały
Wedkarstwo zaczynałem w wieku sześciu lat od bambusa i kołowrotka z ruchomą szpulą. Jazgarze, płotki i kiełbie to były dla mnie podstawowe ryby. Uczyłęm się refleksu na ciernikach i słonecznicach (wtedy nie miałem pojęcia że pod ochroną).
Echhh, magiczny czas, choć miał kilka ciemnych chwil, kiedy to wychodząc rano (bez zegarka oczywiście a o komórkach jeszcze nawet NASA nie słyszała) na godzinę nad rzekę 100 metrów od domu, lądowałem na cały dzień kilka kilometrów dalej (zbiorniki huty, Bugaj czy Warta koło Tesco). Potem wielkie poszukiwania przez rodziców

No i efekt znany

Wtedy jeszcze nie słyszano o wychowaniu bezstresowym

A nie wiem jak Wam, ale mnie zawsze ryby najlepiej brały o zmroku.
Pamiętam historię jak gonił mnie rowerem nad "moją" rzeką jeden Prezes dużego koła PZW w Częstochowie

Miałem może 12 lat i pierwsze duże jak dla mnie wtedy szczupaki na koncie(45-55cm). No i nęciłem mu podobnie jak kiedyś mnie koledzy nad Sanem. Z tą różnica że ja gruszkami a koleżkowie otoczakami. Ale efekt...podobny

Dwa lata później poszedłem się zapisać do związku (członek uczestnik) i....mnie poznał
Jednego strażnika też poznałem w ciekawych okolicznościach. Okres ochronny szczupaka a ja nie byłem w stanie wysiedzieć w domu. Wziąłem spinning, jedynego twistera jakiego mtedy miałem i poszedłem porzucać. Wybierałem miejscówki z szybkim pradem, aby się szczupak nie zapiął. Kiedy szedłem na wybrane miejsce napotkany pan zapytał mnie czy biorą. Coż, nie wiedziałem jeszcze. Wtedy on spytał czy może mi potowarzyszyć. Spoko - przecież żaden problem

No i tak sobie gawędząc o różnych sprawach wędkarsko-muzycznych zacząłem łowić. Złowiłem chyba (albo mi się spiął) przy nim szczupaka (w styczniu czy lutym na zbyrkach - dziwne, nie?) na pewno wymiarowego (wtedy 40cm). I...wypuściłem! (jeśli go faktycznie złowiłem). Potem jeszcze pomagał mi odczepić wspomnianego jedynego twistera z gałęzi na drugim brzegu i udało mu się

. Na odchodnym, mimochodem zapytał czy mam kartę. Z rozbrajającą szczerością odpowiedziałem że owszem, mam legitymację członka uczestnika (wtedy i tak na to nie mogłem spinningować) ale jeszcze nie opłaconą (bo zbieram pieniądze z kieszonkowego na znaczki). Dodałem - z resztą, kto by mnie tu kontrolował

Uśmiechnął się wtedy jakoś tak...dziwnie. Po latach spotkałem tego pana, i elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce. Pewnie jak to przeczyta, i mu się przypomni, to się dobrze uśmieje (pozdrawiam Cię)
Z jednym kolegą z tamtych czasów znad przydomowej rzeczki też poznaliśmy się "na nowo" po blisko kilkunastu latach. Śmieszna sprawa a wszystko przez maile... (pozdro

)